WItaj Bobi piekne jest to foto a ten obrazek zaś jest rzeczywiście cudowny (to spojrzenie) tak więc świetne ujęcia wizualnie opowiadają dalszy ciąg burzliwej ostatnio historii ale tekst wyjaśnia skąd burze i dlaczego łatwo źle to wszystko ocenić. Z jednej strony zgadzam się w całej rozciągłości, że to delikatna osobista sfera i nie ma co pochopnie oceniać drugiego człeka na podstawie chwilowych emocji ale z drugiej strony nie pochwalałbym tego ,że jedna strona mówi "skończmy temat (nie opowiem ci o czymś)" bo jeśli dwoje zakochanych ludzików tudzież simów jest razem i jesli łączy ich to c nazywamy uczuciem więc i prawdziwa przyjaźń to wydaje mi się naturalne że właśnie sobie powinni mówić także o tym co trudne i tu zacytuje tekst który mi się ogromnie spodobał czyli słowo simowej Bobi o tym, że "trzeba mieć zasady bo bez nich masz kwasy" _ Bobi jesteś moim mistrzem jeśli chodzi o łączenie poważnej tematyki z humorem ,to prawdziwa sztuka. ZOsia jest przeurocza zwłąszcza gdy deklaruje swojemu tacie chęc ożenku z nim Wspaniale,że mimo wcześniejszych niedpowiedzeń para umie współgrać na tyle dobrze,że tworzy wspaniała atmosfere pełna harmonii a nawet i czasem na tyle romantyczna ,że w mig pierze lecą z kołdry , nastęny obrazek zreszta jeszcze bardziej powalił mnie na łopatki Ciekaw jestem co chciał Michał no i równie mocno ciekawi mnie czy ewentualna kolejna wizyta Markusa nie popsułaby wspaniałej harmonii w domu Bobi. Może byłoby lepiej by jednak Jędrek wyjaśnił swojej połówce o co chodzi tak by w przyszłości choćby po to by ustrzec się tego w przyszłości.
Wspaniały odcinek Bożenko ! Jak to Ciebie bywa ,humor przeplata się z prozą życia w kapitalny sposób.
Najważniejsze że młodzi się dogadują, widać że nie ma takiego problemu którego nie dałoby się rozwiązać. Teraz dodatkowo dzieciak podrósł, świat się przed nią otwiera, mając mądrych rodziców będzie szła dzielnie przez życie.
Bardzo fajne zdjęcia i ujęcia, wydaje się że simy dla Ciebie pozują plus poczucie humoru i lektura kapitalna
@bobas52 uwielbiam tą historię. Najbardziej podoba mi się, że małżeństwo stawia na rozsądek. Są świadomi że miłości nie ma "ot tak" lecz że się ją buduje każdego dnia, dlatego aż miło patrzeć, jak cieszą się wspólnym czasem, okazują sobie czułe gesty i dużo ze sobą rozmawiają. Bobi doskonale to ujęła - małżeństwo, to chemia, jak nie ma zasad, wychodzą kwasy.
A tak jeszcze z innej beczki, to bardzo podoba mi się postawa Jędrka - że nawet po porodzie jego żona nadal mu się podoba w ten szczególny sposób i go podnieca (fakt, że Zosia nie jest już noworodkiem, ale dopiero teraz zwróciłam na to uwagę na jednym zdjęciu). @Alicja zgodzę się z Tobą. Odnośnie tej "matrycy" masz jak najbardziej rację, ale nie każda dziewczyna, która wyjdzie z "alkoholowego domu" (skoro już o tym mowa) wyjdzie za mąż za człowieka, który koniecznie ma pociąg do picia. Zapewne w przeważającej (i przerażającej) liczbie takich osób rzeczywiście jest ugruntowana postawa pogodzenia się z takim losem i nawet nic nie robią, aby się dowartościować i walczyć o swoje życie, ale nieraz w dziewczynie wzbudza się bunt, kiedy zda sobie sprawę, że to nie tak powinno wyglądać i przeciwstawia się temu. Tak jak napisałaś - potrzeba do tego nadludzkiego wysiłku (tu jeszcze dużo zależy od środowiska i od pomocy "z zewnątrz"), lecz nie jest to niemożliwe.
Duzo rozmyslan nad zwiazkami miedzyludzkimi. Generalnie ze wszystkimi sie zgadzam z jednym malym wyjatkiem
, że najbardziej odpowiednim byłoby unicestwienie danej osoby, bo resocjalizacja w tym wypadku niczego nie przyniesie.
Moze przed skresleniem kogos na amen nalezaloby takiego osobnika wyslac do psychoanalityka i psychiatry? Oczywiscie pod przymusem - dobrowolnie taka jednostka analizowac sie nie da. Jako, ze nikt nie jest z gruntu zly. tylko czasem jest winna albo choroba psychiczna albo takie doswiadczenia i wychowanie, ktore uniemozliwilydanej jednostce umiejetnosc odroozniania dobra od zla. No i wtedy dobro to wtedy jak w starym powiedzeniu ""Jak Kali ukraść komuś krowa to być dobrze, a jeśli Kalemu ktoś ukraść krowa to być źle" Oczywiscie nie oznacza to, ze to my sie musimy pochylac nad taka osoba ryzykujac kopa. Nalezy zostawic to specjalistom
W tym akurat wypadku kopa powinni dostac rodzice obu braci - czyli jest to sliczny przyklad glupoty rodzicielskiej. No niestety na to rady nie ma.
Miejmy tylko nadzieje, ze jesli w wyniku delektowania sie Andrzeja tym i owym na swiat przyjdzie maly braciszek, to nie powtorzy on bledow swoich rodzicieli i oba dzieciaki bedzie kochal rownie mocno.
Swoja droga nie wiem czy Bobi docenia jaki skarb jej sie trafil w postaci meza zajmujacego sie tak intensywnie swym dziecieciem,
Normalnie facet jesli poswieci potomkowi pol godziny swego cennego czasu dziennie, to juz jest stawiany za wzor przez przyjaciolki swoim mezom w trakcie akcji "wychowywanie meza na ideal"
Super focie
PS. A propo matrycy - jest w tym duzo racji ale nie do konca. Dziewczyna z idealnego domu. kochajacych sie rodzicow tez potrafi zwiazac sie z lobuzem, ktory lubi naduzywac alkoholu. Jako, ze pociag fizyczny jest czasem silniejszy od rozsadku.
Ależ się zadziało
Chyba trafiasz w sedno problemów w związkach Aniołku i cieszy mnie fakt,że zamiast reagować zbyt emocjonalnie pozwalasz swojej połówce wyciszyć emocje. Dzięki temu wiele spraw zostaje wyjaśnionych, w szczególności ta która trapi Twojego małżonka taki mechanizm powinien działać w obie strony w zdrowym związku, gdy emocje sięgają zbyt wysokiego poziomu
Skoro opisujemy doświadczenia, nie każde małżeństwo na stare lata musi się oddalać od siebie, dlatego zgodzę się z Alą prawdziwa miłość rodzi się w przyjaźni, ale najcudowniejszą myślą jest za tych kilkadziesiąt lat patrzyć w twarz swojej kobiety i nadal widzieć w niej cały wszechświat, co znaczy nadal pożądać jej całym swoim sercem, umysłem i ciałem, mimo, że brak już tej werwy co kiedyś. Szacunek i akceptacja upływu czasu, jeżeli wygasają pewne aspekty, nie powinna zniknąć czułość. To raczej kwestia kształtowania charakteru człowieka i jak mawia Ala olbrzymich pokładów siły wewnątrz, pozwala patrzeć takimi oczyma, w pewnym sensie również wychowania, nie tylko w rodzinie z której się pochodzi ale również w związku w którym się jest ( docieranie się oznacza poznanie i akceptacje partnerów, siłę i umiejętność postępowania z mężem\żoną, bo w gruncie rzeczy my tylko rośniemy i zdobywamy doświadczenie, a jakie wnioski po drodze wyciągamy z błędów to kwestia charakteru każdego z nas). To nie matryca, to umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, umiejętność słuchania i dotarcia się dwóch osób, obie strony muszą mieć zarówno dużo bliskości jak i powinny mieć trochę wolności, bo dla mnie jasne jest,że jak jest zaufanie to nie ma nieufności. Od strony mężczyzny może pojawić się tylko strach, o kochaną osobę, czasami powodowany doświadczeniem życiowym, czasami znajomością natury rywala. To samo dotyczy kobiet, tak na prawdę, to nie brak zaufania do mężów, czy chłopaków wami powoduje ale strach o rywalki, nie ubieracie się dla mężczyzny, ale dla kobiet, bo chcecie czuć się piękne ( to będzie pewnie straszne, ale my i tak wolimy was bez tych oprawek ciuszkowych, godzin strojenia co by wyglądać lepiej niż Krysia, Jadzia czy Zosia ) Jak mężczyzna kocha to jest dumny ze swojej kobiety, szanuje ja i ja docenia, i dla niego ona jest najpiękniejsza na świecie ( problem się pojawia, jeżeli kobieta nie czuje się dumna z siebie i jest niedowartościowana przez mężczyznę ) i raczej nie chce jej pokazywać całemu światu w zbyt kusych ciuszkach, dlatego też po tych strojeniach najchętniej sami byśmy was ubrali w worek jutowy. Kochamy Was za małe szaleństwa, za drobne gesty, za połajanki, za to, że okazujecie nam zainteresowanie, za czułość, za szczere rozmowy które rozładowują napięcie, kochamy was nawet jak gniewacie się na nas za głupie błędy które popełniamy, jesteście częścią naszego życia i w dużym stopniu również powietrzem którego potrzebujemy.
Jeżeli mężczyzna nie szanuje kobiety, jest dla mnie nikim. Nie ważne w jakim domu się urodził, z kim bywał z kim się przyjaźni. Nie zmieni go tez ani psychiatra, ani psycholog, zmiana może nadejść tylko od jego strony kiedy zostanie sam lub wreszcie przejrzy na oczy, może pozna odpowiednią osobę, która mu te oczy otworzy.
Nie wierze w statystyki i nie przepadam za stwierdzeniem,że w rodzinach patologicznych jest większe prawdopodobieństwo złych wyborów. To nie podświadomość a charakter człowieka i jego kształtowanie, wybory świadome a nie impulsywne, wyciąganie wniosków z popełnionych błędów i wiele innych czynników świadczy o jego zachowaniu. Tego się nie dziedziczy i zgadzam się z Elą nie jest to dowodem na to,że jeżeli rodzice popełniali błędy to dziecko musi iść w ich ślady, kiedykolwiek. Słabsze charakterem jednak jednostki tak uczynią i zamiast widzieć winę również w sobie będą obarczać otoczenie za swoje przewinienia. To nie ludzie dookoła nas decydują o nas, tylko my sami, to my podejmujemy decyzje.
Psychologia człowieka to rozkładanie wszystkiego na części pierwsze i doszukiwanie się na zasadzie prób i błędów gdzie leży przyczyna zachowań. Faktem jest,że młodzi ludzie szukają wzorców częściej poza domem, nie tylko w okresie buntu ale również czasie który trwa od narodzin do późnej starości ( Janek ma łopatkę ja też chce ! Janek dal mi łopatkę, to miłe,że się ze mną bawi ). Akceptujemy to co jesteśmy w stanie przyswoić i co uważamy za słuszne, stąd też nie zawsze rodzice maja na nas wpływ, oni starają się pokazać nam świat swoimi oczyma, my widzimy go swoimi.
Nie obarczam nikogo za to kim jestem i dlaczego jestem jaki jestem. Mam wspaniałych rodziców, którzy również popełniali błędy, bo są tylko ludźmi, nosze też bagaż doświadczeń na plecach, pomimo wszystkich moich wad staram się uczyć na popełnionych błędach, zwłaszcza obserwując otoczenie nie tylko rodzinne.
Cieszę się, że Bobi zachowuje się dojrzale mimo,że jej małżonek jest niefrasobliwą osobą, czasami pewnie godną pożałowania, człowiekiem, który też podejmuje zarówno dobre jak i złe decyzje, ale to dzięki niej staje się jednak lepszy i czuje się kochanym Dziękuje również za wspaniały prezent w formie Zosi, a jeżeli obawiasz się czy kolejne będę kochał tak samo mocno, to odpowiedź brzmi tak, bo to nasze dziedzictwo- najcenniejszy skarb.
Jest jeszcze jedna strona medalu o ktorej nikt nie wspomnial. Jak w kazdym stadzie - nawet jesli jest to stado dwuosobowe, czyli malzenstwo jedna strona jest zawsze dominujaca. Moze nie byc to ostentacyjne i mocno zauwazalne ale zawsze istnieje. I na to nie ma rady, bo to jest cos co odziedizczylismy w genach po setkach tysiacach pokolen przodkow lacznie z tymi najwczesniejszym, ktore jeszcze skakalo po drzewach.
Przez kilkanascie tysiecy lat w takim dwuosobowym stadzie szefem byl z reguly mezczyzna odpowiedzialny za bezpieczenstwo swojego malego stadka - tu uklon w strone Andrzeja, ktoru jest swietnym dodwodem na ten zakorzeniony instynkt. Kobiety, ktore czasem probowaly sie wyrwac spod tej dominacji i stac sie strona dominujaca - kwestia charakteru podejrzewam - dawniej konczyly na stosie - vide Joanna D'Arc , a nawet dzis sa widziane jako zjawisko dziwaczne i przeczace "kobiecosci uleglej" ktora nalezy sie opiekowac, bronic i pyl spod stop usuwac jesli sie jest rycerzem tradycyjnym.
Nie ma takiej opcji ze w zwiazku obie strony beda rownouprawnione i dominacji nie bedzie. To czy zwiazek sie uda czy nie zalezy od tego czy jedna strona potrafi ustapic drugiej w drobnych sprawach "walka o pilota do telewizora " - jest swietnym tego przykladem. Juz nie wspomne o tym staszliwym dylemacie kto bedzie posiadal kluczyki od samochodu. W 99% wypadkow ustepuje zona po cichu zgrzytajac zebami. Ale pare tysiecy lat meskiej dominacji nie da sie wyrzucic przez okno.
Najwieksza jednak tragedia jaka sie moze takiemu zwiazkowi trafic jest wypadek gdy kariere zawodowa o niebo lepsza od partnera zrobi jego malzonka. Milosc szlag trafi w piec minut.
Jaki wniosek - jesli jestes kobieta i chcesz by ten zwiazek jakos trwal nie rob kariery XD zajmij sie dbaniem o chate i garnkami, wychowuj dziecie i bron boze nie wychodz z roli w jakiej nasza plec zostala obsadzona - czyli badz odpoczynkiem wojownika. Nawet jesli nasz wojownik na dzis nie ma nic wspolnego z narzedziami ostrymi.
@krulih2 Twoja wypowiedź jest rewelacyjna @kreatora pojęcie "kobiety uległej" najpewniej wiązane jest może nie tyle z pierwotną "męską dominacją" (mężczyzna polować - kobieta gotować), ale z Biblią, gdzie to Bóg wskazuje mężczyźnie być głową rodziny i zapewnić jej godny byt, a kobieta ma być mu pomocą (w końcu na to została stworzona) czyli zapewnić mężczyźnie to, aby nie chodził głodny, miał się w co ubrać i aby w domu panowała dobra atmosfera. Dzisiaj ludzie opacznie to rozumieją, bardzo skrajnie - mężczyźni nadużywają "władzy" nad kobietą czyniąc ją często gnębioną, nieszczęśliwą kurą domową, natomiast kobiety zamiast ze zdrowym rozsądkiem podejść do swojej małżeńskiej roli, wchodzą w rolę męczennicy i służki. Ani jedna, ani druga postawa nie jest zdrowa, każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu, a jak każdy wie w szeregu nie stoi się jeden za drugim, ale jeden obok drugiego. Kobieta nie ma stać za mężczyzną, być jego cieniem, ale ma trwać przy jego boku i być mu prawą ręką. To przez te skrajności właśnie powstają ruchy feministyczne, a kobiety zamężne od życia rodzinnego wybierają karierę (często również kosztem dzieci). Cóż, człowiekowi nigdy nie dogodzi,zawsze będzie lepiej tam, gdzie go nie ma - żony będą zazdrościć singielkom wolności i swobody, a najgłośniej krzyczące na ulicach kobiety, nawołujące do nienawiści do mężczyzn, być może miały w przeszłości jakieś złe doświadczenia.
Może to nie jest odpowiednie miejsce na takie wywody, ale posłużę się własnym przykładem - kilka osób przed naszym ślubem biadoliło, że nie wytrzymamy ze sobą długo, że będziemy się wciąż ze sobą "żreć", bo oboje jesteśmy spod znaku lwa i będziemy walczyć ze sobą o tą dominację właśnie (jesteśmy przeciwni astrologii, więc szanujemy takich ludzi, ale patrzymy na to z przymrużeniem oka). Po ślubie podział obowiązków wywiązał się bardzo naturalnie - ja dbam o dom, mąż zapewnia mi to, że nie muszę się martwić o rachunki. Teraz jak rozmawiam na Skype z mamą czy babcią, to często słyszę, że powinnam mieć względem niego jakieś wymagania, że nie powinnam tak, że nie jestem jego służącą, że nie powinnam być taka uległa, etc. Prawda jest taka, że sprawia mi to ogromną przyjemność, kiedy (przykładowo) mąż na pochwałę o tym, że dobrze wygląda, odpowiada - to zasługa mojej żony. Ani on nie robi z siebie mojego Pana i Władcy, bo nieraz zdarzy się, że poodkurza, wyniesie śmieci czy ugotuje obiad (co robi bez porównania lepiej niż ja), natomiast ja dorabiam sobie z własnej woli, ponieważ pracuję w bardzo fajnym miejscu, nie zrobię tym kariery, ale na te 3 godzinki dziennie wyrwę się z domu i on to szanuje. O wszystkim ze sobą rozmawiamy i bardzo często oddaje mi decydujący głos w różnych sprawach, zachęca mnie do bycia odważną w życiu i podejmowania wyzwań. Przykłady walki o pilota czy kluczyki do samochodu dowodzą jedynie, że mężczyźni zwyczajnie boją się o swoją pozycję i utratę autorytetu "głowy domu", co w zdrowym związku nie powinno mieć miejsca.
Może niektórzy mnie teraz znienawidzą, ale jestem szczera.
Dziewczyno o jakiej nienawisci piszesz? Ja moge Ci tylko gratulowac ze potrafilas sobie ulozyc tak zycie ze jestes happy ♥
Po przeczytaniu tego co wyzej z lekka sie przerazilam, ze wyszlam na feministke. . Bron boze prosze mnie nie podejrzewac tylko o nawolywanie do nienawisci do mezczyzn XD. Bardzo ich lubie. Na gruncie prywatnym. Bo w pracy juz mniej. Jak kiedys mi powiedzial z rozgoryczeniem jeden z moich wspolpracownikow - kobieta to jest to kochane stworzenie pod warunkiem ze nie awansowala powyzej poziomu sekretarki. Jesli zachcialo jej sie rywalizowac o lupy z mezczyznami w pracy, to juz nie jest kobieta ale cholernym rywalem! Na gruncie prywatnym bardzo tego typa zreszta lubilam za poczucie humoru i umiejetnosc gry w brydza.
Elu jeżeli mężczyzna mówi Ci takie słowa, to stawia Ciebie i Twoje umiejętności na równi, lub nawet powyżej swoich, powinnaś to odbierać jako komplement, lub powód do uśmiechu, a nie złośliwość, bo to znaczy, że jesteś świetna w pracy, którą wykonujesz. Wątpię natomiast abyś usłyszała tego typu słowa od kobiety na podobnym do tego człowieka stanowisku, wręcz jestem przekonany,że jej sugestie mogły by być inne, bardziej dosadne, bo kobiety bywają bardziej zawistne, piękne, ale zawistne. Nie jestem przeciwny temu aby żona chciała w życiu coś osiągnąć, chcę aby była spełniona i szczęśliwa. Kariera często się wiąże z zaniedbaniem rodziny, kiedy już takowa się pojawi, bo nie ma czasu na życie prywatne, nie ma czasu na dzieci, nie ma czasu dla męża. Jestem w stanie zaakceptować taką sytuację pod pewnymi warunkami. Pierwszy to szczerość w związku i nie mieszanie życia w pracy z rodziną. Kobieta musi umieć zamknąć drzwi w pracy i nie przenosić złości do domu, dom jest aby rozmawiać o problemach a nie po to aby krzyczeć i wyżywać się na domownikach. Znaczy to nic innego jak zdusić w sobie frustrację, że ktoś ją obraził, ktoś powiedział, że jest do kitu, ktoś wyżył się na niej. Musi być silna i nie reagować emocjonalnie na każde uderzenie w twarz, ponieważ sama pojęła decyzję o dążeniu do kariery i powinna cały ten bagaż umieć nieść na plecach, a ta droga różami usłana nie jest. Nie ma tez łapania dołów. Jeżeli będę widział,ze jest nieszczęśliwa to będzie świadczyło o tym,że podjęła zła decyzję. Jeżeli sobie poradzi z tym wszystkim będę ją wspierał na ile potrafię. Kolejna rzecz, chce mieć dzieci, więc sakramentalne tak znaczy dla mnie zgodę na założenie rodziny. Do puki nie ma dzieci lub są dziadkowie, można liczyć na ich pomoc przy wychowywaniu, ale kiedy ich zabraknie to raczej wspólne ustalenie tego kto da radę utrzymać dom się pojawi, jeżeli byłaby to moja żona, byłbym w stanie zrezygnować z pracy na czas wychowywania maluchów ale od momentu odstawienia dziecka od piersi, (bo to jest taki mały mankament mężczyzny, że stworzony do tego nie jest), do tego stworzona jest kobieta, a z tego co wiem to tego typu pokarm jest dziecku potrzebny, by rosło silne i zdrowe. To także ważny czas dla kobiety i dziecka. Powie to prawie każda matka na świecie, matka która kocha swoje dzieci. Jeżeli robi karierę to raczej w tym momencie będzie najciężej, bo czasami w życiu jest tak, że musimy zapomnieć tylko o sobie i swoich potrzebach i pomyśleć co jest tak naprawdę ważne. Pory karmienia w pracy to nie to samo co kontakt z dzieckiem i może wiele stracić, co się odbije na późniejszych relacjach w rodzinie. Wiele kobiet tęskni za maluchami, ale nie mówię, że sobie nie radzą, niemniej jednak czuja niedosyt. Jeżeli mówisz o prawach natury to każda kobieta ma to w genach i jak dochodzi do takich sytuacji to często sama podejmuje decyzje o rezygnacji za stanowiska, wyjątki są kiedy np.samotnie wychowuje malucha. Dziecko to nie piekło a dom to nie więzienie, to tez praca i to w dodatku ciężka. Nie dziwie się,że wiele kobiet chce uciec od takiej rutyny, ale praca w firmie nie różni się od tej w domu Elu. Wynagrodzenie bywa inne, miłość i lojalność w życiu dla mnie liczy się bardziej niż wszystkie pieniądze świata. Kiedy mija okres macierzyństwa to decyzja kobiety czy chce pracować i ponownie wspinać się szczebel po szczeblu. Jeżeli to da jej radość czemu miałbym jej zabraniać czegoś co dla niej również jest ważne? Wiele kobiet przez to cierpi i przenosi tą złość na rodzinę, zdarza się tez,że zbyt mocno się oddalają zapominając o niej. Ja postępuje logicznie, nie impulsywnie, nie uważam się za rycerza na koniu. Mam wady Elu, ale staram się patrzeć oczami dwóch stron nie jednej. O kluczyki do samochodu też się nie kłócę, a telewizji nie oglądam od dobrych paru lat więc pilota też jej nie zabiorę gdyby chciała się zrelaksować zmęczona po pracy. Do puki nie starałby się zbyt mocno oddalić od rzeczy, które są ważne wspierałbym ją w każdej pojętej decyzji.
No coz niektorzy nie maja wyboru. Musza utrzymac dom i dzieciaka gdy meza zabraknie i pozostanie tylko fotografia...
Ale musze powiedziec, ze facet niesie na plecach cholerny ciezar odpowiedzialnosci z ktorej zupelnie sobie nie zdawalam sprawy, dopoki ja sama nie stalam sie odpowiedzialna za terminowe oplacenie rachunkow za prad czy mieszkanie. A dzieciak dopuszczony jako partner (siedmolatek) w zarzadzaniu rodzina wyrasta na wspaniala i odpowiedzialna osobe, wiec nie do konca to jest tak, ze jak kobieta znika w pracy to rodzina zaniedbana
Ale dopoki sie na wlasnej skorze nie przekonasz, jak to jest nie zrozumiesz przez co na codzien przechodza mezczyzni, Rozumiem ich i doceniam ich prace. Ale kobiety nie zdaja sobie sprawy, ze tez umieja i potrafia jesli bedzie trzeba. Nie sa gorsze od mezczyzn w zadnym wypadku jesli sie zmobilizuja, nie poddadza na starcie i zapomna, ze 1000 lat tradycji przypisalo je do okreslonej roli. Bedzie ciezko, ale satysfakcja jest duza i znakomicie leczy z kompleksow.
@kreatora wybacz jeśli poczułaś się jakoś oskarżona, nie miałam na uwadze wskazywać palcem na nikogo konkretnego, także nie bierz tego do siebie Nie pisałam o sobie z tej uwagi, żeby się pochwalić, myślę i mam nadzieję, że nikt kto to przeczytał, tak tego nie odebrał. Akurat jestem ostatnią osobą, którą można by postawić komuś za wzór, a mój mąż poniekąd nie był moim wyborem, trafił mi się można rzec, jak ślepej kurze złote ziarno. Oczywiście, że tak jak wszyscy zdrowi ludzie też kłócimy się ze sobą o różne sprawy (może nawet częściej, niż by wypadało i najczęściej o jakieś nieistotne pierdoły), ale wciąż każdego dnia uczymy się żyć ze sobą, rozmawiać, zaskakiwać się. Jak to się mówi - nic, co przychodzi łatwo, nie daje satysfakcji i szybko się nudzi, a nam na (nie)szczęście do nudy daaaaleko.
Natomiast odnosząc się do tego, co Ty piszesz o swoim życiu (mam na myśli ostatni post), to nie pozostaje nic innego, jak pogratulować Ci wewnętrznej siły i wspaniale wychowanego dziecka, które kiedyś wyrośnie na odważnego, nie bojącego się trudów życia człowieka.
Już wprost nie mogę się doczekać dalszych losów Bobi, Jędrka i Zosi. To chyba najbardziej emocjonujący Kącik, jaki powstał w całej historii forum
OJ Bobi teraz chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego,że poruszasz nie tylko serducha ale i umysły (ba burza mózgów się tu nawet zadziała ).
Dyskusja ciekawa bo w końcu "miłość to coś czego nie potrafimy do końca zdefiniować, ja nazwę to roboczo bardziej zaawansowanym rodzajem przyjaźni ale to oczywiście będzie i tak spore uproszczenie.
Z zaciekawieniem przeczytałem solidne komentarze wielu z Was ; teoria matrycy przedstawiona przez Alę pewnie ma jakieś odbicie w statystyce i bardzo mnie zaciekawiła ale myślę,że to jednak trochę niesprawiedliwe uproszczenie bo z pewnością dość często jest i tak,że chcemy być jednak inni niż rodzice, szukamy własnej ścieżki nawet jeśli doświadczenia w domu nie są złe - tak na przekór bo większość z nas ma od małego swoiste parcie na niezależność. Jeśli natomiast dziecko miało negatywny przykład ze strony ojca czy matki to myślę, że tym bardziej w dorosłym życiu może dążyć do tego by nie powtarzać błędów i dać swojemu dziecku (jeśli takowe będzie mieć) wszystko co najlepsze, odwrotność własnych doświadczeń.
Czasami mówi się ,że "wszyscy faceci to..." lub "kobiety generalnie to..." ale to niepotrzebne moim zdaniem zamykanie się w stereotypach bo jesteśmy moim zdaniem bardziej do siebie podobni niż nam się wydaje; różnice są raczej czysto fizyczne a reszta to to do czego odniosła się min Ela, utożsamianie się z daną rolą ,która po części wynika oczywiście z tej fizyczności. Facet nie jest mniej wrażliwy od kobiety ale rzeczywistość często narzuca mu ukrywanie uczuć a łzy u kobiety są postrzegane bardziej naturalnie i na tej zasadzie działają te rzekome różnice które od dawien dawna ludkowie lubili rozbudowywać do granic absurdu także poprzez trendy w modzie (metalowe ciężkie gorsety dla pań coby kosztem ich zdrowia podkreślić chwilowa modę na dany typ urody kobiecej).
Być może lubimy podkreślać różnice i rozbudowywać ich otoczkę także ze względu na osobiste doświadczenia o czym wspominacie ale skoro już przyjmiemy jednak, że nie pochodzimy z 2 światów równoległych i jesteśmy takimi samymi ludźmi to może łatwiej będzie o prawdziwą fascynację ,przyjaźń i miłość... opiekuńczość ale nie w jedną stronę. Oczywiście ile ludków tyle podejść do tematu bo rzecz to bardzo indywidualna.
Właściwie story Bobi jest jak dla mnie sagą po prostu o dwojgu ludzi i płeć nie musi tu mieć żadnego znaczenia bo niezależnie od tego osoba którą się kocha powinna być także a może przede wszystkim przyjacielem ,który zawsze chce rozumieć i słuchać. Jeśli jest zaufanie to mamy już sukces i jak najbardziej, takie udane związki istnieją (znam to z autopsji) więc tego oczywiście życzę i naszej simowej parze czekając niecierpliwie na dalsze ich losy
Faceci są jak gwiazdy. Są ich miliony, ale tylko jeden z nich może spełnić Twoje marzenia. Prawdziwy partner akceptuje naszą przeszłość, jest oparciem w teraźniejszości i widzi w Tobie przyszłość.
Całe życie uczymy się bycia ze sobą, a nie obok siebie. Niejednokrotnie staramy się mocno stać na własnych nogach i wynosić nauki z własnych błędów. Tak się składa, że mnie też nic co ludzkie nie jest obce, dlatego jak napisała Alicja bywam wyrozumiała...bo daleko mi samej do ideału. Polemizowałabym jedynie nad stwierdzeniem, że do nieprzyzwoitości. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli nie wiem jak się zachować, na wszelki wypadek zachowuję się przyzwoicie. To naprawdę niewiele kosztuje.
Z moim realnym mężem jesteśmy ze sobą już 22 lata, i chociaż nie przypomina on księcia z bajki i nie przybył na białym koniu, to jednak znajdujemy wzajemną płaszczyznę porozumienia. Każde z nas wniosło w nasz związek inny bagaż życiowych doświadczeń, które bez czegoś takiego jak kompromis trudno by było pokonać.
Mnie też zdarzało się czasami pomyśleć (szczególnie w chwilach wzburzenia): Kocham Cię, ale czasami mam ochotę wystawić cię na Allegro mimo to kiedy emocje opadały, potrafiliśmy się do siebie przytulić i wspólnie (z naciskiem na wspólnie) rozwiązać dręczące nas problemy.
Nasze doświadczenia życiowe kształtują nasze zachowania i determinują sposób myślenia oraz dokonywane wybory życiowe. Kto raz się sparzy będzie już zawsze dmuchał na zimne. Głęboko zakorzenione negatywne przekonania nie tak łatwo się zmieniają; czas ich nie leczy; nie ulegają zmianie dzięki zrozumieniu tego, co się stało ani na skutek empatii ze strony innych osób. Żyjemy z nimi, postępujemy według nich, czujemy je. Nasze życie jest zbudowane na tych właśnie przekonaniach i emocjach.
Kiedy rodzi się małe dziecko nie odróżnia ono dobra od zła, uczy się dopiero tego w procesie naśladowania pewnych wzorców. Od jakości tych wzorców zależeć będzie późniejsze jego postępowanie.I chociaż podobno najważniejszy wpływ na nasz charakter wywiera wychowanie wyniesione z domu,to trudno mi się z tym do końca zgodzić. Znam przypadki osób, które pomimo trudnego dzieciństwa wyszły na prostą i nie powieliły wzorców postępowania rodziców.Ktoś może tu powiedzieć, że są to odstępstwa od reguły ... mimo to mocno wierzę, że można a nawet trzeba kształtować swój charakter, który zmienia się w miarę zdobywania własnych doświadczeń.Idąc tokiem myślenia Jędrka, który uważa, że to charakter odpowiada za nasze postępowanie, uważam że im lepiej go poznamy,tym lepiej go ukształtujemy.
Na zakończenie tylko dodam.
Nie generalizujmy i nie usztywniajmy się w swych poglądach, bo jesteśmy bardziej do siebie podobni niż nam się wydaje - jak słusznie zauważył to Michał.
Bobi, ja mam za sobą 40 lat w związku. Śmiejemy się z mężem czasem, że nabyliśmy się przez "zasiedzenie". I nie przeżywam dylematów i rozterek, do których się odniosłam, choć napisałam to, co napisałam z mojego własnego doświadczenia, wyniesionego z ponad dziesięcioletniej pracy w charakterze społecznego kuratora nieletnich. Nawet nie śmiałabym Wam tutaj napisać, czego doświadczyłam, co widziałam przez te wszystkie lata - ale wyniosłam jedno doświadczenie - prędzej czy później z "jabłka" wyrasta jabłoń. Z gruszy - grusza. Z nasiona ostu - oset.
Nie na każdym rogu ulicy stoi ogrodnik, który ma chęć, i umie - zaszczepić na dziczce szlachetną odmianę.
Wszystkie te wzniosłe rzeczy, o których piszecie dotyczą w 90% zdrowych relacji. Jednak tych zdrowych relacji jest naprawdę niewiele, gdy tak się rozejrzycie wokół siebie. Co to znaczy w ogóle - zdrowych?
Matrycę każdy z nas wynosi z domu rodzinnego. Jednak jeśli jest to chora relacja, której dziecko było świadkiem - to tylko od siły charakteru i różnych "zaszłości" - czasami też przypadku - zależy, czy ją powieli, czy nie. Pisząc o sile matrycy poruszyłam pewien aspekt, którego jak widzę większość nie zrozumiała. Nie będę więc tego tłumaczyć, by nie robić kosmicznego offtopu, jaki się i tak już rozwinął w tym kąciku.
Absolutnie nie wydaje mi się aby był tu jakikolwiek off-top. Tak jak napisał Dels, udało się tu Bobi poruszyć nasze emocje i bardzo dobrze, że każdy z nas potrafi o takich sprawach rozmawiać. Ja dużo rozpisywać się nie będę, bo nie mam jakichś wielkich własnych doświadczeń obejmujących takie sytuacje. Tak jak mówiłam, ja jestem nerwus i pierwsza moja reakcja jest zazwyczaj dosyć gwałtowna i pewnie czasami przesadzona. Gdyby mi się trafił taki Andrzej pewnie długo ze mną by nie wytrzymał... Potem często przychodzi refleksja, czy może czegoś nie trzeba było powiedzieć czy zrobić... Jednak uważam, że mijanie się z zaciśniętymi zębami nie wyjaśniając o co nam chodzi jest najgorszą dla mnie sytuacją. Zdecydowanie wolę nawet wykrzyczeć swoje frustracje i oczyścić atmosferę. Może każdy psycholog uznałby, że krzyk nie jest dobrym sposobem rozwiązywania problemów ale wolę krzyk od ciszy, która w każdej chwili może skończyć się wielką burzą. Jeśli jednak ktoś potrafi zacisnąć zęby i w odpowiednim momencie odpowiednim słowem rozładować sytuację, to ja taką osobę mogę tylko podziwiać. Ja tak niestety nie potrafię.
Miałam się nie wymądrzać, więc kończę. Powiem tylko, że taka dyskusja na temat naszych emocji, przekonań i zachowań była potrzebna jak widać.
No właśnie Agusiu - nasze charaktery można też rozpoznać prześledziwszy reakcje na różne nasze zaszłości. Ja mam taki sam charakter Agu jak ty - i choć lubię powiedzenie, że więcej czyni uśmiech, niż trzy uderzenia pięścią w stół, to jednak mój stół ledwie stoi
Wykrzyczę się jednak, i przychodzi refleksja - że można było inaczej, a przede wszystkim bez takich emocji. Ale jakże miło można się pogodzić po takiej burzy.
Nie lubię mijania się - bez słowa, przyklepywania po wierzchu, wielce taktownego milczenia, które w moich oczach równoznaczne jest prawie z tchórzostwem. Niech sobie taktownie milczą - Anglicy Albo Chińczycy.
A już najbardziej nie lubię półsłówek, półprawd, półuśmiechów.
Dyskusja - i owszem - była może potrzebna, bo każda czemuś służy. Mam jednak nieodparte wrażenie, że pod tą dyskusją wre inny nurt, o zupełnie innym kontekście
Aaa! To ja może raczej już nie będę się wypowiadała Z jakiegoś względu brałam Was za może nie rówieśniczki, ale tak +/- 10 lat (może też te awatary tak do mnie przemawiały, że to Wasze podobizny i młode babki z Was), a tu Bożena 22 lata stażu małżeńskiego, Alicja 40 lat, to Wy już dorosłe, poważne kobiety, a ja wielce domorosła mężatka, co to drugą rocznicę w tym roku będzie obchodzić i wielce stanowisko zajmuje, jak to te małżeństwa wyglądać powinny, podczas gdy każda z Was mogłaby pewnie książkę o życiu napisać, a może i nawet nie jedną
Milczę więc, coby Wam powodów do pobłażliwych uśmieszków pod nosem swoją osobą nie dawać
Ależ pisz kochana - twoje zdanie młodej mężatki jest dla nas równie ważne jak tych "dinozaurów' w ślubnym stażu. I nie tylko ślubnym
Nasze forum skupia - tak się dziwnie złożyło - w ponad 60% użytkowników powyżej 35 lat. W tych 60% tak około połowy przekroczyło 45 Kilkoro przekroczyło 60 i pewnie ze dwie 70 Łączy nas wszystkich zamiłowanie do urządzania wnętrz, które w wydaniu simowym jest nie mniej fascynujące, jak w realu. Niektórym udaje się połączyć dekorowanie z pisarstwem, i to ze sporym sukcesem, jak widać w historyjce Bobi.
Ale przede wszystkim lubimy się bawić - nadal, mimo upływu lat. I cieszymy się, że mamy miejsce w wirtualnym świecie, gdzie możemy dać upust swoim emocjom związanym z tą zabawą - a przy okazji dzielimy się takimi refleksjami, jak powyżej
Komentarz
Wspaniały odcinek Bożenko ! Jak to Ciebie bywa ,humor przeplata się z prozą życia w kapitalny sposób.
Bardzo fajne zdjęcia i ujęcia, wydaje się że simy dla Ciebie pozują plus poczucie humoru i lektura kapitalna
Pozdrówki!
A tak jeszcze z innej beczki, to bardzo podoba mi się postawa Jędrka - że nawet po porodzie jego żona nadal mu się podoba w ten szczególny sposób i go podnieca (fakt, że Zosia nie jest już noworodkiem, ale dopiero teraz zwróciłam na to uwagę na jednym zdjęciu).
@Alicja zgodzę się z Tobą. Odnośnie tej "matrycy" masz jak najbardziej rację, ale nie każda dziewczyna, która wyjdzie z "alkoholowego domu" (skoro już o tym mowa) wyjdzie za mąż za człowieka, który koniecznie ma pociąg do picia. Zapewne w przeważającej (i przerażającej) liczbie takich osób rzeczywiście jest ugruntowana postawa pogodzenia się z takim losem i nawet nic nie robią, aby się dowartościować i walczyć o swoje życie, ale nieraz w dziewczynie wzbudza się bunt, kiedy zda sobie sprawę, że to nie tak powinno wyglądać i przeciwstawia się temu. Tak jak napisałaś - potrzeba do tego nadludzkiego wysiłku (tu jeszcze dużo zależy od środowiska i od pomocy "z zewnątrz"), lecz nie jest to niemożliwe.
W tym akurat wypadku kopa powinni dostac rodzice obu braci - czyli jest to sliczny przyklad glupoty rodzicielskiej. No niestety na to rady nie ma.
Miejmy tylko nadzieje, ze jesli w wyniku delektowania sie Andrzeja tym i owym na swiat przyjdzie maly braciszek, to nie powtorzy on bledow swoich rodzicieli i oba dzieciaki bedzie kochal rownie mocno.
Swoja droga nie wiem czy Bobi docenia jaki skarb jej sie trafil w postaci meza zajmujacego sie tak intensywnie swym dziecieciem,
Normalnie facet jesli poswieci potomkowi pol godziny swego cennego czasu dziennie, to juz jest stawiany za wzor przez przyjaciolki swoim mezom w trakcie akcji "wychowywanie meza na ideal"
Super focie
PS. A propo matrycy - jest w tym duzo racji ale nie do konca. Dziewczyna z idealnego domu. kochajacych sie rodzicow tez potrafi zwiazac sie z lobuzem, ktory lubi naduzywac alkoholu. Jako, ze pociag fizyczny jest czasem silniejszy od rozsadku.
twitter.com/Pawe60835471
@kreatora - nie tylko docenia Elu, ale nawet okazuje swojemu skarbowi to na każdym kroku.
nawet zamówiła sobie taką koszulkę dla siebie :
Chyba trafiasz w sedno problemów w związkach Aniołku i cieszy mnie fakt,że zamiast reagować zbyt emocjonalnie pozwalasz swojej połówce wyciszyć emocje. Dzięki temu wiele spraw zostaje wyjaśnionych, w szczególności ta która trapi Twojego małżonka taki mechanizm powinien działać w obie strony w zdrowym związku, gdy emocje sięgają zbyt wysokiego poziomu
Skoro opisujemy doświadczenia, nie każde małżeństwo na stare lata musi się oddalać od siebie, dlatego zgodzę się z Alą prawdziwa miłość rodzi się w przyjaźni, ale najcudowniejszą myślą jest za tych kilkadziesiąt lat patrzyć w twarz swojej kobiety i nadal widzieć w niej cały wszechświat, co znaczy nadal pożądać jej całym swoim sercem, umysłem i ciałem, mimo, że brak już tej werwy co kiedyś. Szacunek i akceptacja upływu czasu, jeżeli wygasają pewne aspekty, nie powinna zniknąć czułość. To raczej kwestia kształtowania charakteru człowieka i jak mawia Ala olbrzymich pokładów siły wewnątrz, pozwala patrzeć takimi oczyma, w pewnym sensie również wychowania, nie tylko w rodzinie z której się pochodzi ale również w związku w którym się jest ( docieranie się oznacza poznanie i akceptacje partnerów, siłę i umiejętność postępowania z mężem\żoną, bo w gruncie rzeczy my tylko rośniemy i zdobywamy doświadczenie, a jakie wnioski po drodze wyciągamy z błędów to kwestia charakteru każdego z nas). To nie matryca, to umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, umiejętność słuchania i dotarcia się dwóch osób, obie strony muszą mieć zarówno dużo bliskości jak i powinny mieć trochę wolności, bo dla mnie jasne jest,że jak jest zaufanie to nie ma nieufności. Od strony mężczyzny może pojawić się tylko strach, o kochaną osobę, czasami powodowany doświadczeniem życiowym, czasami znajomością natury rywala. To samo dotyczy kobiet, tak na prawdę, to nie brak zaufania do mężów, czy chłopaków wami powoduje ale strach o rywalki, nie ubieracie się dla mężczyzny, ale dla kobiet, bo chcecie czuć się piękne ( to będzie pewnie straszne, ale my i tak wolimy was bez tych oprawek ciuszkowych, godzin strojenia co by wyglądać lepiej niż Krysia, Jadzia czy Zosia ) Jak mężczyzna kocha to jest dumny ze swojej kobiety, szanuje ja i ja docenia, i dla niego ona jest najpiękniejsza na świecie ( problem się pojawia, jeżeli kobieta nie czuje się dumna z siebie i jest niedowartościowana przez mężczyznę ) i raczej nie chce jej pokazywać całemu światu w zbyt kusych ciuszkach, dlatego też po tych strojeniach najchętniej sami byśmy was ubrali w worek jutowy. Kochamy Was za małe szaleństwa, za drobne gesty, za połajanki, za to, że okazujecie nam zainteresowanie, za czułość, za szczere rozmowy które rozładowują napięcie, kochamy was nawet jak gniewacie się na nas za głupie błędy które popełniamy, jesteście częścią naszego życia i w dużym stopniu również powietrzem którego potrzebujemy.
Jeżeli mężczyzna nie szanuje kobiety, jest dla mnie nikim. Nie ważne w jakim domu się urodził, z kim bywał z kim się przyjaźni. Nie zmieni go tez ani psychiatra, ani psycholog, zmiana może nadejść tylko od jego strony kiedy zostanie sam lub wreszcie przejrzy na oczy, może pozna odpowiednią osobę, która mu te oczy otworzy.
Nie wierze w statystyki i nie przepadam za stwierdzeniem,że w rodzinach patologicznych jest większe prawdopodobieństwo złych wyborów. To nie podświadomość a charakter człowieka i jego kształtowanie, wybory świadome a nie impulsywne, wyciąganie wniosków z popełnionych błędów i wiele innych czynników świadczy o jego zachowaniu. Tego się nie dziedziczy i zgadzam się z Elą nie jest to dowodem na to,że jeżeli rodzice popełniali błędy to dziecko musi iść w ich ślady, kiedykolwiek. Słabsze charakterem jednak jednostki tak uczynią i zamiast widzieć winę również w sobie będą obarczać otoczenie za swoje przewinienia. To nie ludzie dookoła nas decydują o nas, tylko my sami, to my podejmujemy decyzje.
Psychologia człowieka to rozkładanie wszystkiego na części pierwsze i doszukiwanie się na zasadzie prób i błędów gdzie leży przyczyna zachowań. Faktem jest,że młodzi ludzie szukają wzorców częściej poza domem, nie tylko w okresie buntu ale również czasie który trwa od narodzin do późnej starości ( Janek ma łopatkę ja też chce ! Janek dal mi łopatkę, to miłe,że się ze mną bawi ). Akceptujemy to co jesteśmy w stanie przyswoić i co uważamy za słuszne, stąd też nie zawsze rodzice maja na nas wpływ, oni starają się pokazać nam świat swoimi oczyma, my widzimy go swoimi.
Nie obarczam nikogo za to kim jestem i dlaczego jestem jaki jestem. Mam wspaniałych rodziców, którzy również popełniali błędy, bo są tylko ludźmi, nosze też bagaż doświadczeń na plecach, pomimo wszystkich moich wad staram się uczyć na popełnionych błędach, zwłaszcza obserwując otoczenie nie tylko rodzinne.
Cieszę się, że Bobi zachowuje się dojrzale mimo,że jej małżonek jest niefrasobliwą osobą, czasami pewnie godną pożałowania, człowiekiem, który też podejmuje zarówno dobre jak i złe decyzje, ale to dzięki niej staje się jednak lepszy i czuje się kochanym Dziękuje również za wspaniały prezent w formie Zosi, a jeżeli obawiasz się czy kolejne będę kochał tak samo mocno, to odpowiedź brzmi tak, bo to nasze dziedzictwo- najcenniejszy skarb.
Przez kilkanascie tysiecy lat w takim dwuosobowym stadzie szefem byl z reguly mezczyzna odpowiedzialny za bezpieczenstwo swojego malego stadka - tu uklon w strone Andrzeja, ktoru jest swietnym dodwodem na ten zakorzeniony instynkt. Kobiety, ktore czasem probowaly sie wyrwac spod tej dominacji i stac sie strona dominujaca - kwestia charakteru podejrzewam - dawniej konczyly na stosie - vide Joanna D'Arc , a nawet dzis sa widziane jako zjawisko dziwaczne i przeczace "kobiecosci uleglej" ktora nalezy sie opiekowac, bronic i pyl spod stop usuwac jesli sie jest rycerzem tradycyjnym.
Nie ma takiej opcji ze w zwiazku obie strony beda rownouprawnione i dominacji nie bedzie. To czy zwiazek sie uda czy nie zalezy od tego czy jedna strona potrafi ustapic drugiej w drobnych sprawach "walka o pilota do telewizora " - jest swietnym tego przykladem. Juz nie wspomne o tym staszliwym dylemacie kto bedzie posiadal kluczyki od samochodu. W 99% wypadkow ustepuje zona po cichu zgrzytajac zebami. Ale pare tysiecy lat meskiej dominacji nie da sie wyrzucic przez okno.
Najwieksza jednak tragedia jaka sie moze takiemu zwiazkowi trafic jest wypadek gdy kariere zawodowa o niebo lepsza od partnera zrobi jego malzonka. Milosc szlag trafi w piec minut.
Jaki wniosek - jesli jestes kobieta i chcesz by ten zwiazek jakos trwal nie rob kariery XD zajmij sie dbaniem o chate i garnkami, wychowuj dziecie i bron boze nie wychodz z roli w jakiej nasza plec zostala obsadzona - czyli badz odpoczynkiem wojownika. Nawet jesli nasz wojownik na dzis nie ma nic wspolnego z narzedziami ostrymi.
@kreatora pojęcie "kobiety uległej" najpewniej wiązane jest może nie tyle z pierwotną "męską dominacją" (mężczyzna polować - kobieta gotować), ale z Biblią, gdzie to Bóg wskazuje mężczyźnie być głową rodziny i zapewnić jej godny byt, a kobieta ma być mu pomocą (w końcu na to została stworzona) czyli zapewnić mężczyźnie to, aby nie chodził głodny, miał się w co ubrać i aby w domu panowała dobra atmosfera. Dzisiaj ludzie opacznie to rozumieją, bardzo skrajnie - mężczyźni nadużywają "władzy" nad kobietą czyniąc ją często gnębioną, nieszczęśliwą kurą domową, natomiast kobiety zamiast ze zdrowym rozsądkiem podejść do swojej małżeńskiej roli, wchodzą w rolę męczennicy i służki. Ani jedna, ani druga postawa nie jest zdrowa, każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu, a jak każdy wie w szeregu nie stoi się jeden za drugim, ale jeden obok drugiego. Kobieta nie ma stać za mężczyzną, być jego cieniem, ale ma trwać przy jego boku i być mu prawą ręką. To przez te skrajności właśnie powstają ruchy feministyczne, a kobiety zamężne od życia rodzinnego wybierają karierę (często również kosztem dzieci). Cóż, człowiekowi nigdy nie dogodzi,zawsze będzie lepiej tam, gdzie go nie ma - żony będą zazdrościć singielkom wolności i swobody, a najgłośniej krzyczące na ulicach kobiety, nawołujące do nienawiści do mężczyzn, być może miały w przeszłości jakieś złe doświadczenia.
Może to nie jest odpowiednie miejsce na takie wywody, ale posłużę się własnym przykładem - kilka osób przed naszym ślubem biadoliło, że nie wytrzymamy ze sobą długo, że będziemy się wciąż ze sobą "żreć", bo oboje jesteśmy spod znaku lwa i będziemy walczyć ze sobą o tą dominację właśnie (jesteśmy przeciwni astrologii, więc szanujemy takich ludzi, ale patrzymy na to z przymrużeniem oka). Po ślubie podział obowiązków wywiązał się bardzo naturalnie - ja dbam o dom, mąż zapewnia mi to, że nie muszę się martwić o rachunki. Teraz jak rozmawiam na Skype z mamą czy babcią, to często słyszę, że powinnam mieć względem niego jakieś wymagania, że nie powinnam tak, że nie jestem jego służącą, że nie powinnam być taka uległa, etc. Prawda jest taka, że sprawia mi to ogromną przyjemność, kiedy (przykładowo) mąż na pochwałę o tym, że dobrze wygląda, odpowiada - to zasługa mojej żony. Ani on nie robi z siebie mojego Pana i Władcy, bo nieraz zdarzy się, że poodkurza, wyniesie śmieci czy ugotuje obiad (co robi bez porównania lepiej niż ja), natomiast ja dorabiam sobie z własnej woli, ponieważ pracuję w bardzo fajnym miejscu, nie zrobię tym kariery, ale na te 3 godzinki dziennie wyrwę się z domu i on to szanuje. O wszystkim ze sobą rozmawiamy i bardzo często oddaje mi decydujący głos w różnych sprawach, zachęca mnie do bycia odważną w życiu i podejmowania wyzwań. Przykłady walki o pilota czy kluczyki do samochodu dowodzą jedynie, że mężczyźni zwyczajnie boją się o swoją pozycję i utratę autorytetu "głowy domu", co w zdrowym związku nie powinno mieć miejsca.
Może niektórzy mnie teraz znienawidzą, ale jestem szczera.
Po przeczytaniu tego co wyzej z lekka sie przerazilam, ze wyszlam na feministke. . Bron boze prosze mnie nie podejrzewac tylko o nawolywanie do nienawisci do mezczyzn XD. Bardzo ich lubie. Na gruncie prywatnym. Bo w pracy juz mniej. Jak kiedys mi powiedzial z rozgoryczeniem jeden z moich wspolpracownikow - kobieta to jest to kochane stworzenie pod warunkiem ze nie awansowala powyzej poziomu sekretarki. Jesli zachcialo jej sie rywalizowac o lupy z mezczyznami w pracy, to juz nie jest kobieta ale cholernym rywalem! Na gruncie prywatnym bardzo tego typa zreszta lubilam za poczucie humoru i umiejetnosc gry w brydza.
Ale musze powiedziec, ze facet niesie na plecach cholerny ciezar odpowiedzialnosci z ktorej zupelnie sobie nie zdawalam sprawy, dopoki ja sama nie stalam sie odpowiedzialna za terminowe oplacenie rachunkow za prad czy mieszkanie. A dzieciak dopuszczony jako partner (siedmolatek) w zarzadzaniu rodzina wyrasta na wspaniala i odpowiedzialna osobe, wiec nie do konca to jest tak, ze jak kobieta znika w pracy to rodzina zaniedbana
Ale dopoki sie na wlasnej skorze nie przekonasz, jak to jest nie zrozumiesz przez co na codzien przechodza mezczyzni, Rozumiem ich i doceniam ich prace. Ale kobiety nie zdaja sobie sprawy, ze tez umieja i potrafia jesli bedzie trzeba. Nie sa gorsze od mezczyzn w zadnym wypadku jesli sie zmobilizuja, nie poddadza na starcie i zapomna, ze 1000 lat tradycji przypisalo je do okreslonej roli. Bedzie ciezko, ale satysfakcja jest duza i znakomicie leczy z kompleksow.
Natomiast odnosząc się do tego, co Ty piszesz o swoim życiu (mam na myśli ostatni post), to nie pozostaje nic innego, jak pogratulować Ci wewnętrznej siły i wspaniale wychowanego dziecka, które kiedyś wyrośnie na odważnego, nie bojącego się trudów życia człowieka.
Już wprost nie mogę się doczekać dalszych losów Bobi, Jędrka i Zosi. To chyba najbardziej emocjonujący Kącik, jaki powstał w całej historii forum
Dyskusja ciekawa bo w końcu "miłość to coś czego nie potrafimy do końca zdefiniować, ja nazwę to roboczo bardziej zaawansowanym rodzajem przyjaźni ale to oczywiście będzie i tak spore uproszczenie.
Z zaciekawieniem przeczytałem solidne komentarze wielu z Was ; teoria matrycy przedstawiona przez Alę pewnie ma jakieś odbicie w statystyce i bardzo mnie zaciekawiła ale myślę,że to jednak trochę niesprawiedliwe uproszczenie bo z pewnością dość często jest i tak,że chcemy być jednak inni niż rodzice, szukamy własnej ścieżki nawet jeśli doświadczenia w domu nie są złe - tak na przekór bo większość z nas ma od małego swoiste parcie na niezależność. Jeśli natomiast dziecko miało negatywny przykład ze strony ojca czy matki to myślę, że tym bardziej w dorosłym życiu może dążyć do tego by nie powtarzać błędów i dać swojemu dziecku (jeśli takowe będzie mieć) wszystko co najlepsze, odwrotność własnych doświadczeń.
Czasami mówi się ,że "wszyscy faceci to..." lub "kobiety generalnie to..." ale to niepotrzebne moim zdaniem zamykanie się w stereotypach bo jesteśmy moim zdaniem bardziej do siebie podobni niż nam się wydaje; różnice są raczej czysto fizyczne a reszta to to do czego odniosła się min Ela, utożsamianie się z daną rolą ,która po części wynika oczywiście z tej fizyczności. Facet nie jest mniej wrażliwy od kobiety ale rzeczywistość często narzuca mu ukrywanie uczuć a łzy u kobiety są postrzegane bardziej naturalnie i na tej zasadzie działają te rzekome różnice które od dawien dawna ludkowie lubili rozbudowywać do granic absurdu także poprzez trendy w modzie (metalowe ciężkie gorsety dla pań coby kosztem ich zdrowia podkreślić chwilowa modę na dany typ urody kobiecej).
Być może lubimy podkreślać różnice i rozbudowywać ich otoczkę także ze względu na osobiste doświadczenia o czym wspominacie ale skoro już przyjmiemy jednak, że nie pochodzimy z 2 światów równoległych i jesteśmy takimi samymi ludźmi to może łatwiej będzie o prawdziwą fascynację ,przyjaźń i miłość... opiekuńczość ale nie w jedną stronę. Oczywiście ile ludków tyle podejść do tematu bo rzecz to bardzo indywidualna.
Właściwie story Bobi jest jak dla mnie sagą po prostu o dwojgu ludzi i płeć nie musi tu mieć żadnego znaczenia bo niezależnie od tego osoba którą się kocha powinna być także a może przede wszystkim przyjacielem ,który zawsze chce rozumieć i słuchać. Jeśli jest zaufanie to mamy już sukces i jak najbardziej, takie udane związki istnieją (znam to z autopsji) więc tego oczywiście życzę i naszej simowej parze czekając niecierpliwie na dalsze ich losy
Faceci są jak gwiazdy. Są ich miliony, ale tylko jeden z nich może spełnić Twoje marzenia. Prawdziwy partner akceptuje naszą przeszłość, jest oparciem w teraźniejszości i widzi w Tobie przyszłość.
Całe życie uczymy się bycia ze sobą, a nie obok siebie. Niejednokrotnie staramy się mocno stać na własnych nogach i wynosić nauki z własnych błędów. Tak się składa, że mnie też nic co ludzkie nie jest obce, dlatego jak napisała Alicja bywam wyrozumiała...bo daleko mi samej do ideału. Polemizowałabym jedynie nad stwierdzeniem, że do nieprzyzwoitości. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli nie wiem jak się zachować, na wszelki wypadek zachowuję się przyzwoicie. To naprawdę niewiele kosztuje.
Z moim realnym mężem jesteśmy ze sobą już 22 lata, i chociaż nie przypomina on księcia z bajki i nie przybył na białym koniu, to jednak znajdujemy wzajemną płaszczyznę porozumienia. Każde z nas wniosło w nasz związek inny bagaż życiowych doświadczeń, które bez czegoś takiego jak kompromis trudno by było pokonać.
Mnie też zdarzało się czasami pomyśleć (szczególnie w chwilach wzburzenia): Kocham Cię, ale czasami mam ochotę wystawić cię na Allegro mimo to kiedy emocje opadały, potrafiliśmy się do siebie przytulić i wspólnie (z naciskiem na wspólnie) rozwiązać dręczące nas problemy.
Nasze doświadczenia życiowe kształtują nasze zachowania i determinują sposób myślenia oraz dokonywane wybory życiowe. Kto raz się sparzy będzie już zawsze dmuchał na zimne. Głęboko zakorzenione negatywne przekonania nie tak łatwo się zmieniają; czas ich nie leczy; nie ulegają zmianie dzięki zrozumieniu tego, co się stało ani na skutek empatii ze strony innych osób. Żyjemy z nimi, postępujemy według nich, czujemy je. Nasze życie jest zbudowane na tych właśnie przekonaniach i emocjach.
Kiedy rodzi się małe dziecko nie odróżnia ono dobra od zła, uczy się dopiero tego w procesie naśladowania pewnych wzorców. Od jakości tych wzorców zależeć będzie późniejsze jego postępowanie.I chociaż podobno najważniejszy wpływ na nasz charakter wywiera wychowanie wyniesione z domu,to trudno mi się z tym do końca zgodzić. Znam przypadki osób, które pomimo trudnego dzieciństwa wyszły na prostą i nie powieliły wzorców postępowania rodziców.Ktoś może tu powiedzieć, że są to odstępstwa od reguły ... mimo to mocno wierzę, że można a nawet trzeba kształtować swój charakter, który zmienia się w miarę zdobywania własnych doświadczeń.Idąc tokiem myślenia Jędrka, który uważa, że to charakter odpowiada za nasze postępowanie, uważam że im lepiej go poznamy,tym lepiej go ukształtujemy.
Na zakończenie tylko dodam.
Nie generalizujmy i nie usztywniajmy się w swych poglądach, bo jesteśmy bardziej do siebie podobni niż nam się wydaje - jak słusznie zauważył to Michał.
Nie na każdym rogu ulicy stoi ogrodnik, który ma chęć, i umie - zaszczepić na dziczce szlachetną odmianę.
Wszystkie te wzniosłe rzeczy, o których piszecie dotyczą w 90% zdrowych relacji. Jednak tych zdrowych relacji jest naprawdę niewiele, gdy tak się rozejrzycie wokół siebie. Co to znaczy w ogóle - zdrowych?
Matrycę każdy z nas wynosi z domu rodzinnego. Jednak jeśli jest to chora relacja, której dziecko było świadkiem - to tylko od siły charakteru i różnych "zaszłości" - czasami też przypadku - zależy, czy ją powieli, czy nie. Pisząc o sile matrycy poruszyłam pewien aspekt, którego jak widzę większość nie zrozumiała. Nie będę więc tego tłumaczyć, by nie robić kosmicznego offtopu, jaki się i tak już rozwinął w tym kąciku.
Miałam się nie wymądrzać, więc kończę. Powiem tylko, że taka dyskusja na temat naszych emocji, przekonań i zachowań była potrzebna jak widać.
Dziękuję Bobi
Wykrzyczę się jednak, i przychodzi refleksja - że można było inaczej, a przede wszystkim bez takich emocji. Ale jakże miło można się pogodzić po takiej burzy.
Nie lubię mijania się - bez słowa, przyklepywania po wierzchu, wielce taktownego milczenia, które w moich oczach równoznaczne jest prawie z tchórzostwem. Niech sobie taktownie milczą - Anglicy Albo Chińczycy.
A już najbardziej nie lubię półsłówek, półprawd, półuśmiechów.
Dyskusja - i owszem - była może potrzebna, bo każda czemuś służy. Mam jednak nieodparte wrażenie, że pod tą dyskusją wre inny nurt, o zupełnie innym kontekście
Milczę więc, coby Wam powodów do pobłażliwych uśmieszków pod nosem swoją osobą nie dawać
Nasze forum skupia - tak się dziwnie złożyło - w ponad 60% użytkowników powyżej 35 lat. W tych 60% tak około połowy przekroczyło 45 Kilkoro przekroczyło 60 i pewnie ze dwie 70 Łączy nas wszystkich zamiłowanie do urządzania wnętrz, które w wydaniu simowym jest nie mniej fascynujące, jak w realu. Niektórym udaje się połączyć dekorowanie z pisarstwem, i to ze sporym sukcesem, jak widać w historyjce Bobi.
Ale przede wszystkim lubimy się bawić - nadal, mimo upływu lat. I cieszymy się, że mamy miejsce w wirtualnym świecie, gdzie możemy dać upust swoim emocjom związanym z tą zabawą - a przy okazji dzielimy się takimi refleksjami, jak powyżej